O wystawie monet Monety Expo Warsaw dowiedziałem się trafiając przez przypadek na ogłoszenie na grzybku przy jednej z warszawskich ulic. Najwyraźniej na ten sposób reklamowania wydarzenia postawili organizatorzy. Nie na reklamę internetową, bo nie trafiłem na ślad tej wystawy na żadnej stronie czy bannerze.
Wystawa odbyła się w centrum Expo na Woli, wysiadłem na dworcu Warszawa Zachodnia i przeszedłem się kwadrans przez przemysłową dzielnicę. Na początku trafiłem na zlot kulturystów i miłośników fitness. To był głośniejszy i bardziej liczny event w tym samym miejscu. Stąd żeby dostać się do monet, należało przecisnąć się przez tłum chudych, wysportowanych pań i trójkątnych panów w podkoszulkach. Zaskakujący widok, ponieważ było ok. 12 stopni i padał deszcz. Wstęp kosztował 10 zł, w piątek można było kupić bilet Early Bird za ponad 100 zł, który uprawniał do wejścia na imprezę o 8 rano, chyba w celu wybrania wisienek przed wszystkimi. Nie wiem, na ile jest to opłacalne. Z drugiej strony, sobotę około południa żadnych wisienek już nie znalazłem.
Sposób prezentacji towaru przez wystawców nie odpowiada współczesnym realiom, gdzie oglądanie monet przypomina przeglądanie internetu. Jak sama nazwa wskazuje, nikt nie czyta stron, tylko je przegląda. Nie spotkałem nikogo, kto przegląda od deski do deski tematyczny klaser. Ludzie szukali czegoś, na czym mogli zawiesić oko, co przyciągnie ich uwagę. Świetnie do tego sprawdzał się “bargain table” u Portugalczyków, u wystawców z Hamburga były to kolekcjonerskie, drogie i rzadkie srebra. Mnie zwykle przyciągają witryny z dużą liczbą poukładanych równo złotych monet.
Obietnica zakupu monet inwestycyjnych była prawdziwa tylko w przypadku stoiska z Hamburga, w którym można było kupić srebrne monety w cenach “internetowych” (70 pln / uncja, co i tak daje ok. 28% premium powyżej spot). U polskich sprzedawców monety Philharmoniker zaczynały się od 78 zł / szt.
Nie zmieniło się to, że głównymi beneficjentami tego wydarzenia są sprzedawcy, którzy mogą się spotkać, przedyskutować ostatnie transakcje, aktualne wyceny i wymienić się informacjami na temat rynku. Dodatkowo czasem może trafić im się chętny klient, który nie będzie się zbyt mocno targował. Z ciekawością przysłuchiwałem się przypadkowym rozmowom o tym, co się teraz sprzedaje, próby odkrycia “dobrej wyceny” (zwykle taki item nie zmieniał właściciela). Inspirowałem się przeglądając albumy ze starymi obligacjami, kolorowymi banknotami lub monetami 2 euro we wszystkich kombinacjach krajów i roczników. Bulion był dużo droższy od cen internetowych, więc jedynie do oglądania.